Krok po kroku
Witaj,
Chciałbym się z Tobą czymś podzielić.
Nie wiem czy wiesz ale jeszcze kilka lat temu ważyłem ponad 140 kg.
Nie bardzo mogłem się ruszać a wejście po schodach czy podbiegnięcie do autobusu przyprawiało mnie o zawał serca.
Postanowiłem zacząć się ruszać, w końcu zbliżałem się do 50-ki!
Nie bardzo wiedziałem jak to zrobić.
Pomyślałem więc, że będę truchtał sobie przed telewizorem minutę w tygodniu.
Na początku to było dla mnie ogromne wyzwanie. Pot mnie zalewał a serce waliło jak młot.
Dawałem jednak radę.
Po kilkunastu tygodniach postanowiłam truchtać 2, 3 razy w tygodniu.
Udawało mi się !
Po prawie roku pomyślałem sobie, że może byłoby dobrze jakbym zaczął biegać.
No tak ale jak wyjść i biegać, jak się ubrać żeby nie wyglądać na kretyna i takie tam „ważne” problemy.
Pomogła mi w tym żona. Ubrała mnie jakoś, że czułem się w miarę dobrze, choć teraz wiem że ubrałem się jak przysłowiowy kretyn.
Zacząłem biegać. Najpierw wokół bloku, potem trochę dalej. Kiedy przebiegłem pierwszy kilometr moje szczęście sięgało zenitu.
Rozpocząłem regularne bieganie. Miałem równo 50 lat.
Po roku wystartowałem w zawodach na 5 km i udało mi się dobiec do mety.
To był kulminacyjny moment.
Zacząłem biegać coraz więcej, dalej i dłużej.
Wpadłem w pułapkę osiągania wyników za wszelką cenę.
Postanowiłem wystartować w zawodach na 10 km.
Były to zawody Biegnij Warszawo 2013.
Myślałem sobie, że skoro przebiegnięcie 10 km dla mnie to pestka to dam radę.
Pamiętam jak biegłem z telefonem mierzącym czas i dystans. Byłem zachwycony bo wszystko szło stronę pobicia mojego rekordu życiowego.
Widziałem już metę a czas wskazywał niecałe 50 min. Postanowiłem bardziej przyśpieszyć.
……………. ………. ………
-) obudź się… słyszysz mnie…
Otworzyłem oczy i zobaczyłem twarz Anioła która przemieniła się w twarz kobiety…
-) czy pan mnie słyszy…
-) taaa…
Usłyszałem głosy:
-) wrócił… , mamy go…
To była Twarz lekarki która mnie reanimowała w szpitalu po 6 godzinach bycia nieprzytomnym.
Zobaczyłem też zapłakaną twarz mojej żony…
-) misiu… miałeś wypadek…
Nie wiedziałem gdzie jestem i co się dzieje.
Przestraszyłem się, kurwa jestem sparaliżowany, miałem wypadek samochodowy!
Jak to możliwe !?
Przypomniałem sobie całe moje życie, przyjaciół, rodzinę i wszystkie bliskich. Zobaczyłem jak wsiadłem do samochodu z lekko pijanym kolegą. Poprosił mnie abym pojechał z nim po fajki.
Rzecz w tym że to nie było moje teraźniejsze życie. Nie wiem, może to był jakiś dziwny sen.
Lekarka powiedziała mi:
-) Startował pan w biegu na 10 km i miał pan wypadek.
Później dowiedziałem się że osunąłem się na ziemię 200 m przed metą.
Powiedziano mi, że zasłabły w czasie biegu 3 osoby. W tym 1 zmarła.
Leżałem w szpitalu kilka dni.
Zastanawiałem się co źle zrobiłem, jakiej lekcji nie odrobiłem.
Podziękowałem za Dar Życia…
I znów zacząłem biegać. Tym razem o wiele ostrożniej. Kupiłem sobie urządzenie do pomiaru bicia serca w czasie biegu i takie tam…
Zacząłem biegać i jednocześnie czuć swoje ciało.
Jest to dla mnie teraz swoista forma medytacji.
W 5 lat po rozpoczęcia biegania przebiegłem maraton. Pełne 42 km 195 m.
W następnym roku przebiegłem drugi.
Do każdego z nich przygotowywałem się przez ponad 16 tygodni.
Dałem radę!
Kocham żyć!
Acha, w międzyczasie schudłem 45 kg i nie zmieniłem diety. Wpieprzam słodycze kiedy mam ochotę!
A co Ty bierzesz sobie z mojej historii ?